
Uwaga! Czas nadrobić wspomnienia, bo pietrzą się one szybko i kolejne miejsca na mapie domagają się swojego miejsca w pamiętniku Buby Podróżnika. Rok 2020 to był wyjątkowy rok. Przyniósł wiele nowych, zaskakujących i niespodziewanych sytuacji. Zarówno w życiu makro, globalnym, jak i mikro, naszym małym, lokalnym. Można by napisać o tym wszystkim pokaźną książkę albo i dwie, a w systemie edukacji zarezerwować co najmniej pół roku lekcji historii o samych tylko wydarzeniach, które miały miejsce od stycznia przez kolejne pare miesięcy. Ale rok 2020 to przede wszystkim rok koronawirusa, który postawił cały świat na głowie. Pod względem bezpieczeństwa, funkcjonowania gospodarki, rewizji codziennych nawyków i podejścia do planowania czegokolwiek w dłuższej perspektywie czasu. Czy to będzie wpis egzystencjalny, refleksyjny? Nie. To będzie wpis o tym, jak w cieniu tego szaleństwa wyrwać dla siebie chwilę i odpocząć. O tym, że nawet w środku „apokalipsy” można odkryć coś nowego, „tuż za płotem”!
Rok wcześniej postanowiliśmy dla odmiany spędzić wakacje w Polsce, aby w kolejnym roku znów zawitać w jakieś zagraniczne, ciekawe miejsce oddalone od domu wiele kilometrów. Los chciał jednak inaczej i kolejny raz przyszło nam odkrywać cuda Polski. Nie żałuję, nie! Polska to idealnie położony kraj, który geograficznie oferuje wszystko, co potrzeba na wakacje – no, może poza stabilną pogodą… Zdecydowaliśmy zatem, że w tak niepewnych czasach lepiej zostać na miejscu i opracowaliśmy wstępny plan wycieczki rowerowej wzdłuż Morza Bałtyckiego. Jedziemy pociągiem do Szczecina, potem rowerami do Świnoujścia, a potem na wschód trasą rowerową R10, zaliczając po drodze liczne latarnie morskie, kempingi, wybrzeże i wszystko, co po drodze zwiedzić się da. A wszystko na rowerach, z sakwami i miejmy nadzieję, w promieniach słonecznych. Rok 2020 postanowił jednak ponownie zmienić nieco nasze plany i okazało się, że moja przyjaciółka, z którą mieliśmy jechać na tę wycieczkę jest w ciąży ❤ Postanowiliśmy więc zmienić koncepcję wyjazdu na nieco spokojniejszą, trochę bardziej stacjonarną i samochodową, ale jednak, żeby nie było, z dodatkiem rowerów. Ostatecznie padło na… Podlasie i ponownie piękne Mazury, choć tu zatrzymajmy się tylko na Podlasiu, bo to pierwsza taka wizyta w tych rejonach. „I co Ty na to?” aż się samo ciśnie na usta; „A ja na to jak na lato!!!” 🙂
TYKOCIN
Naszą podróż rozpoczęliśmy od krótkiej, ale bardzo intensywnej wizyty w urokliwym, małym i bardzo zadbanym miasteczku Tykocin, który jest perełką turystyczną ziemi podlaskiej. Był to przystanek na drodze do celu naszego noclegu w Suchej Rzeczce. Zatrzymaliśmy się tam na obiad i szybkie zwiedzanie i muszę przyznać, że to miejsce w mig urzekło mnie swoim spokojem, dbałością o szczegóły, porządkiem i przyjazną atmosferą. Od pierwszych kroków widać niezwykle zadbany rynek otoczony domami z czerwoną dachówką, pośrodku którego wznosi się pomnik Hetmana Stefana Czarnieckiego – podobno drugi najstarszy świecki pomnik w Polsce tuż po dobrze wszystkim znanej Kolumnie Zygmunta III Wazy. Na szczycie rynku znajduje się kościół parafialny pod wezwaniem Świętej Trójcy, do którego oczywiście weszliśmy, bo każdy kościół, a szczególnie w małych miejscowościach to zawsze dzieło sztuki i warto poświęcić chwilę, aby choćby rzucić okiem cóż ciekawego kryją te święte mury. I tym razem odkryłam coś niespotykanego. Kościół przechodził remont. Po wejściu w nawę boczną ujrzałam drzwi. Niby zamknięte, ale jednak ze sporą szparą, która mnie bardzo zaciekawiła, aby zajrzeć do środka. Co się może kryć za zamkniętymi drzwiami w kościele? Pewnie różne skarby, ale tym razem natrafiłam na rzeźbę Pana Jezusa na krzyżu w dość niecodziennej scenerii… Zdjęcie poniżej pokaże więcej niż mogłabym napisać. Nie ukrywam, że lubię takie zaskoczenia i robiąc taką fotkę czuję się jakbym wyrwała jakąś tajemnicę. Od razu przypomniało mi się jak kiedyś zaglądając do zamkniętego kościoła w Kazimierzu Dolnym przez małą szybkę ujrzałam na środku obok ołtarza… stół do ping ponga! Jak widać czasem warto rzucić okiem nieco głębiej!






Po zwiedzeniu kościoła i przed kolejnym punktem turystycznym, o którym za chwilę udaliśmy się do polecanej przez znajomych restauracji ALUMNAT na obiad. Skoro rekomendowane miejsce to nie muszę mówić, że jedzenie pyszne i również serdecznie je polecam, ale co najważniejsze tu znów czekała na nas pewna niespodzianka. Tuż przed wakacjami oglądaliśmy całą serię kultowych filmów U Pana Boga za piecem, U Pana Boga w ogródku i U Pana Boga za miedzą. Jakież było nasze zaskoczenie gdy nagle nieoczekiwanie znaleźliśmy się w słynnej restauracji Halinki Struzikowej vel Bocian 🙂 Niesamowite zrządzenie losu szczególnie, że serio wcześniej nie studiowaliśmy tej lokacji filmowej. Zapraszamy zatem na ul. Poświętną!

Kolejnym punktem naszej krótkiej wycieczki po Tykocinie była Synagoga Wielka z XVII wieku wraz z Muzeum Kultury Żydowskiej. Serdecznie polecam zajrzeć tam choć na chwilę, bo w bardzo przystępny sposób można się sporo dowiedzieć o kulturze żydowskiej, a i podziwiać również jest co. Nie byłabym sobą, jakbym się znalazła czegoś wg mnie wyjątkowego w tym miejscu. Moją uwagę przykuł szczególnie Pan rzeźbiarz, który idealnie wpasował się w klimat i z pieczołowitością oddawał się sztuce strugania drewnianych figurek. Jak widać, ja też chyba wzbudziłam jego zainteresowanie, gdyż wyjątkowo precyzyjnie Pan spojrzał w obiektyw ku mojej uciesze 🙂




AUGUSTÓW
Koczując w Suchej Rzeczce w Zajeździe u Lecha, czekając na słońce i poszukując odpowiedniego miejsca na błogie leniuchowanie nad jeziorem, co nie jest takie proste, bo jak się okazuje każde zejście do wody jest czyjąś własnością, postanowiliśmy zorganizować sobie wycieczkę do pobliskiego Augustowa! Na szczęście wzięliśmy ze sobą rowery i dzięki temu można było połączyć w sobie wiele przyjemności i zaspokoić ciekawość. Wyruszając przed siebie przemierzaliśmy lasy i ścieżki rowerowe, które zaprowadziły nas do Portu Żeglugi Augustowskiej. Wykupiliśmy bilet, zapakowaliśmy rowery na pokład i oddaliśmy się w błogi rejs przez Jezioro Necko i Jezioro Białe aż do Jeziora Studzieniczno. Aby się tam dostać trzeba przepłynąć przez śluzę Przewięź, która zmienia poziom wody po obu stronach o około 0,86 m, więc niezbędny jest postój w celu dokonania zmian w krajobrazie i uzyskania odpowiednich warunków do dalszego przepływu. Nie jest to nic nowego w tym rejonie. Powiem więcej, to jest totalnie wyjątkowa atrakcja, którą warto zobaczyć! Kanał Augustowski mierzący około 103 km, zahaczający o 12 jezior i uwzględniający 14 śluz zmieniających poziom wód jest jednym z największych osiągnięć inżynieryjnych budownictwa wodnego z XIX wieku i obecnie stanowi Pomnik Historii. Ta charakterystyczna konstrukcja umożliwia przemierzanie pięknych terenów Puszczy Augustowskiej drogą wodną i jest mekką dla kajakarzy! I mimo że w sumie każda śluza wygląda podobnie to za każdym razem budzi takie samo zaciekawienie i podziw. Budzi też potrzebę doświadczania i sprawdzania różnic, co kończy się lataniem z kijaszkiem z jednej strony na drugą z wypiekami na twarzy 🙂 „A jak jest tu? A jak tu?”








Co oprócz tego szczególnie warto zobaczyć w Augustowie?
Hmm… można iść na spacer, na pyszny obiad z widokiem na wodę, na lody i potem znów zajrzeć do pobliskich miejscowości szlakiem kościołów. Dla niektórych może to nie brzmi zbyt zachęcająco, ale serio nie trzeba być wierzącym, aby odnaleźć w tych wędrówkach przyjemność – zawsze znajdzie się jakaś ciekawostka, którą warto zobaczyć, sfotografować i zapamiętać! Jak choćby Studzieniczna właśnie z Sanktuarium nad jeziorem czy Mikaszówka z ciekawym pomnikiem ku pamięci Obławy Augustowskiej z 1945 roku lub Lipsk, w którym w zasadzie nie ma ludzi (albo my tak wyjątkowo trafiliśmy na totalne pustki), ale za to jest duży piękny kościół, wielka pisanka i miłość do Teściowych!









BIEBRZA
Ostatnim punktem programu, który jest wg mnie obowiązkowy do zobaczenia to Biebrzański Park Narodowy, gdzie warto udać się na spacer po mokradłach, ścieżkach i szlakach prowadzących po dzikich terenach pełnych roślinności i ogromnej przestrzeni. To największy Park w Polsce i jak przypomnieć sobie trawiące go pożary to aż dreszcz człowiekowi przebiega po ciele. Ciekawą atrakcją jest też… przeprawa przez rzekę, do której trzeba się przyłożyć i pokonać ją dzięki sile własnych mięśni i rąk. Otóż w środku porośniętego parku czeka na nas tratwa do samodzielnej obsługi – także proszę zakasać rękawy, chwycić za łańcuch i w drogę! 🙂








Wakacje na Podlasiu nie są dla mnie czymś oczywistym. Raczej niespotykanym, na swój sposób innowacyjnym. Z czystym sumieniem mogę jednak powiedzieć, że warto tam zawitać, aby zobaczyć co jeszcze ciekawego oferuje nam Polska! Jak śpiewa król Podlasia Zenek: Jak do tego doszło? Nie wiem! Ale ważne, że udało mi się zobaczyć kolejne ciekawe miejsca i znów odkryć lokalne oblicze turystyki.




