Teraz jest dobry czas na refleksje, więc postanowiłam zrobić sobie małą odskocznię od tematów podróżniczych, aby podzielić się moją listą niektórych marzeń, które udało mi się do tej pory spełnić. Choć to w zasadzie też można uznać za pewnego rodzaju podróż – przez życie 🙂 Jakkolwiek psychologicznie to nie brzmi. Po co to spisałam? Bo lubię tworzyć listy. Wiem, to brzmi dziwnie, ale to działa na mnie kojąco. W pracy mam zeszyt, który jest cały pokreślony. Są w nim zadania do wykonania, nawet najmniejsze drobnostki. Jak tylko coś jest zrealizowane to wykreślam. Wiem wtedy na jakim etapie jestem, ile zrobiłam, w jakim tempie, czuje, że idę do przodu, czuję postęp. To taki mój automotywator. Ten wpis to też pewnego rodzaju automotywator. Czasem warto się zatrzymać, spojrzeć wstecz i pomyśleć: „No kurde, jest nieźle!” i wyznaczyć sobie nowe kierunki!
Podróże
Odkąd pamiętam to lubiłam wyjeżdżać. Co roku będąc dzieckiem byłam na jakiś koloniach, obozach harcerskich, rajdach, biwakach, zlotach, wycieczkach. Nigdy nie lubiłam za długo siedzieć w domu, jak mój Tata. Któregoś dnia pomyślałam, że chciałabym więcej, dalej, za granicę. To były czasy, że nie bardzo mogłam sobie na to pozwolić, bo nie byłam niezależna finansowo, a i tanie podróżowanie jeszcze nie było tak powszechne jak teraz. Dlatego pod tym kątem fajnie jest dorosnąć i pracować na siebie. Teraz, kiedy patrzę jak lista miejsc, w których byłam zarówno tych w Polsce, jak i tych za granicą się rozrasta to czuję, że to marzenie cały czas się spełnia i czuję, że chcę jeszcze więcej 🙂 Ciągle stawiam sobie różne cele podróżnicze, a niektóre z nich urosły nawet do rangi osobnego marzenia jak choćby Barcelona, na którą czekałam około 10 lat; Chorwacja, w której miałam przyjemność być już dwa razy czy Tatry, do których było mi zawsze daleko, a w których ostatecznie się autentycznie zakochałam! Do tego można doliczyć jeszcze Amsterdam czy prawdziwe Włochy, które nadal są na mojej liście miejsc do zobaczenia. A gdzie jeszcze wyląduję przez przypadek?
Prawo jazdy
Niby przyziemna sprawa. Ale muszę się przyznać, że nie było to dla mnie takie łatwe i trochę to trwało, więc z początku niby proste zadanie przerodziło się w marzenie. Na kursie byłam dwa razy. Po pierwszym nie zdałam egzaminu, a potem nie miałam pieniędzy na kolejne jazdy i egzaminy. Sprawa się rozmyła. Po paru latach wróciłam do tego tematu i wtedy zainwestowałam 1000% energii i determinacji, i zrobiłam to! Czemu tak bardzo mi na tym zależało? Chyba dlatego, że chciałam sobie udowodnić, że mimo że wywodzę się z rodziny gdzie nie jeździło się samochodem tylko autobusem lub rowerem to ja się do tego nadaję. A w szczególności dlatego, że wiedziałam, że posiadanie prawa jazdy daje niezależność. W miarę upływu czasu przekonuje się coraz bardziej, że niezależność jest dla mnie ważna 🙂
Tatuaż
Dzisiaj prawie każdy ma tatuaż. To trochę znak naszych czasów. Ludzie chcą nimi wyrażać siebie, swoje myśli, przekonania, upodobania czy marzenia. Każdy tatuaż jest inny, specyficzny dla danej osoby, coś wyjątkowego oznacza, a przynajmniej wg mnie tak powinno być. Mój to Feniks. Symbol odrodzenia, podnoszenia się z trudnych sytuacji w piękniejszym wydaniu, siły, niezłomności i słońca. To też taki mój automotywator, który przypomina mi te wszystkie prawdy i dodaje animuszu. Kiedyś marzyłam, aby znaleźć sobie taki symbol, który by mi towarzyszył przez całe życie. Trochę to trwało, ale w końcu go znalazłam. Mam go już ponad 8 lat i ciągle niezmiennie mi się podoba, zachwyca i spełnia swoją rolę 🙂 Teraz myślę nad kolejnym…
Skok ze spadochronem
To marzenie urodziło się kiedy oglądałam reportaż o skokach w telewizji. Jak zobaczyłam te wszystkie piękne ujęcia ponad chmurami to się zakochałam. Wiedziałam, że to jest absolutne przekroczenie wszelkich moich granic i bałam się bardzo, ale jednocześnie ciągle nie dawało mi to spokoju. Wymyśliłam sobie, że jak zrobię to na trzydzieste urodziny to będę miała pare lat na oswojenie się z tą myślą 😉 Nie sądziłam jednak, że czas aż tak szybko mija… Przyszedł dzień moich okrągłych, symbolicznych urodzin i od przyjaciół dostałam właśnie ten skok. To była ogromna radość, ale też myśl: „kurde, teraz to już nie ma odwrotu!” Ta myśl pojawiła mi się ponownie w samolocie jak już zobaczyłam dziurę, przez którą miałam wyskoczyć… To było przeżycie, którego nigdy nie zapomnę. Strach jaki mi towarzyszył sprawił, że oczy miałam ogromne (większe niż zazwyczaj), nic nie mówiłam przez cały dzień (co podobno jest dziwne ;)) i jedyne co miałam w głowie to to, aby przeżyć. Tę myśl szczególnie potęgowało wydarzenie śmiertelnego wypadku takiego amatora jak ja z instruktorem, który miał miejsce dwa tygodnie przed moim skokiem, w tej samej szkole w Przasnyszu, gdzie ja również miałam przeżyć przygodę swojego życia. Pocieszałam się jedynie statystyką…
Nie wiem czy to się w ogóle da opisać słowami… To uczucie pozornej stabilności, kiedy czujesz, że niby masz jakąś przyczepność, ale do obiektu (Wspaniałego Instruktora – dziękuję!), który leci przecież razem z Tobą! To uczucie kiedy zwisasz nogami poza samolotem na wysokości 4 km, patrząc na chmury pod Tobą, czekając na fikołka w przestrzeń, w powietrze, w nicość. To uczucie kiedy spadasz z prędkością 200 km/h, a opór wiatru nie pozwala oddychać. To uczucie szarpnięcia kiedy otwiera się spadochron i ulgi, że co by nie było to żyjesz. To uczucie kiedy dziesiątki, setki metrów nad ziemią stoisz na stopach drugiego człowieka jakby na ziemi i manewrujesz spadochronem. To uczucie nieważkości kiedy robisz fikołki w powietrzu. To uczucie, że jesteś ponad światem. To uczucie, że latasz… Aż wreszcie to uczucie kiedy lądujesz na ziemi. Bezpieczna. Szczęśliwa. To po prostu trzeba przeżyć samemu… Jestem autentycznie z siebie dumna, że to zrobiłam! Od tego wydarzenia minęły 3 lata, a ja mam kolejny automotywator. Zawsze jak teraz mam jakąś trudną sytuację, która mnie stresuje to sobie myślę: „Serio? Dziewczyno skoczyłaś ze spadochronem to i tu sobie poradzisz!” Absolutnie fantastyczne przeżycie. Mam nadzieję, że jeszcze je kiedyś powtórzę! 🙂
Co dalej?
Na mojej liście marzeń do spełnienia jest jeszcze sporo punktów. Między innymi Amsterdam, Włochy, Szkocja w pełnym, dzikim wydaniu i ponownie Słowenia. Zaczyna kiełkować myśl o podróży do Azji. Chcę nauczyć się dobrze pływać, co też wymaga ode mnie bardzo dużo. Chciałabym pojechać na wyprawę off road i przeżyć te emocje, gdy autem terenowym pokonuje się przeszkody i własne ograniczenia. Miałam szansę zasmakować tego w formie przystawki i muszę przyznać, że zachęciła mnie ona do dania głównego! Chciałabym napisać kiedyś książkę, ale jeszcze nie wiem na jaki temat… Jestem jednak pewna, że kiedyś go wymyślę i wtedy będzie już bliżej do osiągnięcia tego celu. Marzę o tym, aby mieć klimatyczny domek w górach i może nawet móc w nim prowadzić pensjonat. Chciałabym mieć psa podobnego do wilka i syna o imieniu Adam. Moja lista marzeń jest bogata, cały czas ewoluuje i na pewno coś jeszcze się na niej pojawi, bo marzenia to bardzo fajna rzecz – szczególnie wtedy jak się je spełnia!!!
A Ty? Jakie marzenia już spełniłaś/spełniłeś? 🙂