„Przez przypadek:…” to będzie historia podróży, które pojawiły się w moim życiu nieplanowane. Można powiedzieć, że zostały mi w jakiś sposób narzucone przez los i nie miałam wpływu na ich kierunek. Dzięki temu zobaczyłam miejsca, do których prawdopodobnie sama bym się nie wybrała, a które wzbogaciły moje wspomnienia o fantastyczne chwile i obserwacje. Takie podróże (jak do tej pory) zdarzyły się trzy. Mauritius to trzecia z nich, najświeższa, gdyż byłam tam w tym roku, więc będzie to relacja prawie na bieżąco. Kolejne, poprzednie dwie również doczekają się tutaj swojego miejsca, ale tymczasem czas wyruszyć na drugą półkulę ziemi pod zwrotnik Koziorożca, na południe Afryki, na wschód od Madagaskaru, na wyspę kropkę, ledwo widoczną na mapie.
To będzie niezwykła opowieść, bo Alfabetyczna z Angielskiego, który jest językiem urzędowym tej krainy. Skoro zatem zazwyczaj rozpoczyna się od litery A, a kończy na Z to ja na pierwszy rzut dam Animals, czyli Zwierzęta 😉
Animals
Moim głównym celem tej podróży było zobaczenie, poznanie i zrobienie sobie zdjęcia z żółwiem wielkości małego stolika z Ikei. Czemu? Bo to takie urocze patrzeć na wielką bryłę lenistwa 😉 Udało się! Przywiezione z Seszeli stały się jedną z głównych atrakcji Mauritiusa. Mieszkają w specjalnie do tego przygotowanych miejscach i żyją sobie powoli… Okazy mające gładką skorupę to samice, te pokarbowane jak dinozaury to samce. Najpiękniejsze jest w nich to, co opowiadam każdemu! Ich dom przypomina piłkę nożną, a jak się pogłaszcze takiego żółwia po szwach to on to czuje, bardzo to lubi i wtedy wyciąga szyję na znak radości – czyż to nie piękne? 🙂 Do tego bardzo śmierdzą i lata wokół nich mnóstwo owadów, ale to da się wytrzymać… przez chwilę. Szkoda tylko, że niektórzy turyści chcąc mieć fajne zdjęcie siadają na nie zadając im ból… Nalegam, proszę tego nie robić! Zaręczam, ta pierdułka będzie za to wdzięczna!
W ogrodzie zoologicznym można tez spotkać bardziej tradycyjne zwierzęta. Są małpy, lwy, pantery. Są również sarny, pawie, koguty, kaczki i gęsi. To całkiem ciekawe uczucie lecieć samolotem 12 godzin, na drugi koniec świata, aby zobaczyć pawia… takiego samego, jakie chodzą po Warszawskich Łazienkach… Ale muszę przyznać, że tu nigdy nie udało mi się zrobić im takiego ładnego zdjęcia, jak tam – widocznie tropikalny klimat bardziej sprzyja pozowaniu 😉
Beach
Mauritius to wyspa, więc plaże tam są dookoła I każda z nich styka się z pięknymi wodami Oceanu Indyjskiego. Spodziewałam się jednak, że będzie tam miałki piasek, delikatny w dotyku, jak na Karaibach, a tu okazało się, że wszędzie jest pokruszona rafa koralowa, która kłuje w spacerujące stopy… To jednak nie przeszkadza, aby się relaksować i dziękować losowi, że rzucił nas w to miejsce!
Creols
Kreole, to określenie ma wiele definicji. W naszym przypadku to szeroko rzecz ujmując grupa ludzi zamieszkujących skolonizowane przez Brytyjczyków, Francuzów, Portugalczyków i Hiszpanów wyspy w różnych częściach świata. Będąc bardziej precyzyjnym jest to bardzo uniwersalna nazwa określająca osoby przynależące do bliżej nieokreślonej mieszanki rasowej. Są to osoby o ciemnej karnacji, pięknych czarnych włosach, hipnotycznym spojrzeniu i niezmiernie sympatycznym usposobieniu. Ciekawostką jest to, że Kreol Kreolowi nie równy. Kreole mają swój język. Takie narzecze, gwarę, pomieszanie angielskiego, francuskiego i innych języków. Języki te różnią się między sobą w zależności od wyspy. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że Kreol z wyspy Mauritius nie dogada się z Kreolem z Seszeli i aby móc sobie poplotkować muszą przejść na bardziej oficjalny język: angielski, francuski, hiszpański. Te mają bardzo dobrze opanowane, więc na szczęście nie będzie to dla nich wielkim problemem.
Dodo
„Zginiesz marnie! Zginiesz marnie!” Pamiętacie Epokę Lodowcową I te ptaki, które diabolicznie wykrzykiwały tę kwestię? To właśnie te już dawno wymarłe istoty są symbolem wyspy Mauritius. Ich podobiznę można znaleźć wszędzie: na chustach, brelokach, magnesach, a nawet pieniądzach. Skoro ani jeden egzemplarz nie przetrwał to znaczy, że nad wyspą czuwa… duch 😉
Emirates
Bogini Matka Lotnictwa, która zahaczając o Dubai jest w stanie w 12 godzin zabrać spragnionego doznań turystę w najdalsze części świata, również I tu. A jak czekasz na przesiadkę dłużej niż 4 godziny to przysługuje Ci voucher na jedzenie 😉
Fruits
Kto nie lubi owoców? Ok, na pewno istnieją tacy ekscentrycy, ale umówmy się, raczej należą do mniejszości. Owoców na tropikalnej wyspie nie da się nie lubić. One tam smakują zupełnie inaczej… Ananas, marakuja, papaja, melon, arbuz, pomarańcze, mini banany. To wszystko jest jakieś bardziej soczyste, bardziej nasycone, pełniejsze. Do moich ulubionych należy zdecydowanie papaja. Nigdzie nie smakuje tak, jak w klimacie tropikalnym. W Polsce można ją kupić np. puszkowaną, odradzam. Nie warto psuć sobie wspaniałego wspomnienia tej ambrozji. A co zadziwiające, w hotelach na wyspach podają ją tylko na śniadanie… Czyżby bali się, że za dużo jej zjem? Zapytam jeszcze z ciekawości: czy wiecie jak rośnie ananas? 😉
Garden
Po za ogrodem zoologicznym Casela, miałyśmy (Ja i Jagoda) też możliwość (dzięki naszemu sprytowi i chęci poznawania) odwiedzić również ogród botaniczny Seewoosagur Ramgoolam w Pamplemousses. Jest to ogromny teren, w którym znajduje się ponad 80 gatunków palm i innych roślin. Można tam spotkać tradycyjne drzewa, ale również tzw. MoonWalki, czyli takie okazy, którym korzenie z jednej strony wyrastają, z drugiej zanikają. Prowadzi to do tego, że na przestrzeni dziesięcioleci ów palma się przesuwa i przy kolejnej wizycie w tym parku może się okazać, że wygląda on zupełnie inaczej… Są również największe lilie świata, zabójcze kokosy, plątanina korzeni czy tzw. Bleeding tree, czyli drzewo, którego „krew” leczy trąd…
Ostatnio doszłam do wniosku, że krótsze teksty lepiej się czyta, szybciej się pisze i są wygodniejsze w obsłudze dlatego dzielę te wspomnienia na dwa. Wielosztuki są teraz w modzie 😉