Przez przypadek: Mauritius. Three.

20150422_132840.ajpgWspomnieniami podróżuję po Mauritiusie już rok. Nie nudzi mi się! Miło jest wracać do miejsc, w których czas płynie zupełnie inaczej. Trafiłam tam przez przypadek. Czasem zastanawiam się, gdzie los mnie rzuci następnym razem. Tak, mam nadzieję, że to nie koniec niespodzianek! Ostatnio znajomi również mieli okazję odwiedzić tę fantastyczną wyspę. Czy im się podobało? Nie mogło być inaczej! 🙂 Jesteś ciekaw dlaczego? Trzecia część alfabetu powinna odpowiedzieć na to pytanie! Let’s go! Let’s read!

Sugar Cane

Trzcina cukrowa. Podstawowy składnik rumu, jedna z przyczyn wysokiego PKB na wyspie i główny element krajobrazu pomiędzy wsiami. U nas kukurydza i buraki, u nich trzcina. Mnóstwo trzciny. Wysoka i mocna. Wszędzie trzcina…

Seven Colour Sand

W tym samym rejonie, gdzie produkuje się rum, w Chamarel znajduje się również niezwykłe miejsce. Są to swego rodzaju wzgórza, pagórki, wydmy, piaski mieniące się w (jak nazwa wskazuje) siedmiu różnych kolorach. Tak, też myślałam, że to bujda. Na szczęście gdy jest dobra pogoda idealnie to widać. Tęcza na ziemi. Nie wolno po tym chodzić, aby tego nie zniszczyć, ale widok jest naprawdę imponujący. A obok powoli spacerują sobie żółwie i szumi największy na wyspie wodospad zwany Welonem Panny Młodej mierzący bagatela 85 m. Fauna i flora w najczystszej postaci. Naprawdę można się tam zatracić. I podobno biegają tam małpy. Ja niestety nie miałam okazji żadnej spotkać. A szkoda!

Tamples

Kolejnym wyzwaniem okazało się dla mnie złapanie w kadrze kolorowych świątyń Temi Tamples. Na Mauritiusie przeważająca większość mieszkańców wyznaje hinduizm. Na kolejnych miejscach są chrześcijanie, konfucjaniści, a najmniejszą grupę stanowią muzułmanie. W każdej małej miejscowości (przynajmniej na wschodzie wyspy) znajduje się co najmniej jedna bajkowa, kolorowa budowla, którą na pewno warto obejrzeć z bliska. Niestety nie miałam okazji wysiąść z busa, aby to zrobić i dlatego ciągle można było usłyszeć „Buba tam!” i zawsze migawka działała z opóźnieniem. Skutkowało to tym, że na każdym zdjęciu jest kawałek wieżyczki, kawałek bramy, kawałek posążka i wszystko poruszone. Zabawa jednak była przednia, niczym walenie pojawiającego się krecika w łeb – Whac – A – Mole 😉

Jedną świątynię udało mi się jednak zobaczyć. Był to dom bogini Shivy i jej syna Ganesha. Shiva jest najważniejszym bóstwem hinduizmu i sprawuje piecze nad innymi tworząc razem z Brahmą i Wisznu trój – odnawiający się aspekt boskości. Ganesh z kolei jest patronem nauki, uczonych i sprytu. Pierwszy raz miałam okazję zobaczyć te wszystkie przepiękne posągi, starożytne swastyki, uroczystość nadawania tilaki, modlitwy odprawiane podczas spaceru, poczuć prawdziwe kadzidła, palone owoce oraz korę drzew. Mimo że było to bardzo nastawione na turystów to czuło się tam pewną magię boskości i nadprzyrodzonych hinduskich sił…

The White Sand

Na Mauritiusie byłam pierwszy i pewnie ostatni raz. Takie okazje trzeba wykorzystywać. W związku z ruchem lewostronnym i lękami, które to wywołuje, odrzuciłyśmy pomysł wypożyczenia samochodu i wykupiłyśmy sobie dwie wycieczki, aby zdobyć te wszystkie wspomnienia, doświadczenia, które tu opisuję. The White Sand dzięki za profesjonalną, piękną obsługę i ciekawie spędzony czas! 🙂

http://whitesandtours.com/

Zone

Po drugiej stronie Ziemi są tylko dwie pory roku: lato i zima. W zimie jest tam tak, jak u nas w lecie, a w lecie tak, jak u nas… w sierpniu 2015 😉 Czyli tak czy siak, jest pięknie i ciepło! Bardzo wieje, więc aż tak nie czuć tego upału i każdy chodzi szczęśliwy! Dopóki nie uświadomi sobie, że jego skóra, jej skóra, moja skóra jest spieczona na raka, na skwarkę, w plamy. Dopóki nie załapiesz, że nie możesz się przez to ruszać, a jedyna dozwolona pozycja to horyzontalna na plecach i nawet gra w karty sprawia ból. Dopóki nie zobaczysz, że żadne zdjęcie z tego i kolejnych dwóch dni nie nadaje się do pokazania innym ludziom! Cóż… Przecież używałaś kremu z filtrem! To dobrze! Tak trzeba. Nie używaj jednak przy tym mgiełki do ciała 😉

***

Jeśli miałabym dodać jeszcze pare rzeczy do tego alfabetycznego opisu to na pewno trzeba wspomnieć o tym, że brak tam Polaków. Jak na lotnisku w drodze powrotnej zaczepiła nas dwójka rodaków po tym, jak usłyszeli najpopularniejsze słowo w naszym języku to również byli mocno zaskoczeni 😉 Wcześniej spotkałyśmy, ale to jeszcze w Dubaiu, tylko jedną parę Polaków, łososi mieszkających w Norwegii. Lecieli do raju na Honey Moon. Jak połowa podróżników. Druga połowa to rodziny z dziećmi. I my. Przypadkiem 😉 Co jeszcze? Brak tam imprez, ale za to jest pyszne jedzenie. Przepyszne jedzenie. Aż brzuchy puchną! 😉

Smacznego 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s