Rovinj. Półwysep Istria. Chorwacja. Nasz cel ostateczny. Przez niektórych wytęskniony. Okazało się, że przez 4 dni przeszliśmy ponad 60 km pieszo zwiedzając. Mieliśmy marzenie, aby w końcu wykąpać się w Morzu Adriatyckim, więc po zameldowaniu się w naszym fantastycznym apartamencie Godena udaliśmy się w poszukiwaniu plaży. Teraz już na serio rozpoczął się nasz odpoczynek. Teraz po czterech intensywnych dniach, przed nami pięć dni intensywnego opalania się, czytania książek, oglądania meczów, śmiechów, godzinnych rozmów i relaksu. I jak to było? 🙂
Do plaży mieliśmy jakieś 10 minut spacerem. Nieopodal znajdowały się luksusowe hotele, więc droga wiodła przez przyjemną okolicę. Nad samym brzegiem rozpościerał się ogromny, bardzo zadbany park, w którym były liczne zejścia na małe plaże. To miejsce, do którego poszliśmy pierwszego dnia zostało naszą miejscówką na kolejne dni również, ponieważ okazało się najlepsze na świecie. Dobre zejście do wody, małe kamyczki i w zasadzie nie dużo ludzi. Nieco powyżej nad skarpą rosły liczne drzewa, a pomiędzy biegła ścieżka. Wszędzie pięknie, czysto i bez tłumów. Woda miała idealną temperaturę i wyporność 🙂 Ja, niepływ pospolity pływałam tam jak ryba tudzież żabka 🙂
Po paru dniach leżenia uznaliśmy, że trzeba wrócić do jakieś aktywności – chociaż na chwilę. Wynajęliśmy rowery (bardzo dobre, terenowe, przystosowane do kamiennego podłoża i za rozsądną cenę 20 kn) i ruszyliśmy w objazdówkę po parku, wyspie i nieznanych brzegach. Burza nas trochę pogoniła, ale i tak warto było poczuć ten wiatr we włosach.
Innego dnia pomyśleliśmy, że skoro do miasta mamy bliżej niż na plażę to trzeba też wrócić do zwiedzania i zobaczyć, co kryje za sobą ta tajemnicza nazwa Rovinj. Okazało się, że jest to bardzo malownicze, klimatyczne miejsce, ale też bardzo nastawione na turystów. Ilość straganów z pamiątkami dorównywała ilości restauracji. Podkreślam jednak, że tłumów tam nie było, a Polaków – prawie wcale. Ot takie zaskoczenie. Krążąc pomiędzy uliczkami, które były tak urokliwe, że zdjęcia można tam robić na każdym kroku dotarliśmy na wzgórze (kolejne w trakcie tej wyprawy) do Kościoła Św. Eufemii skąd rozpościerał się przepiękny widok na morze…
Czas naszych wakacji to był czas World Cup Russia 2018 w piłce nożnej. Nasz skład zawierał dwóch zagorzałych kibiców, więc oglądaliśmy każdy możliwy mecz. Wyjątkową sytuacją był ćwierćfinałowy mecz Chorwacja – Rosja, na który wybraliśmy się do knajpy, aby obejrzeć go w naturalnym środowisku. To było przeżycie! Chorwaci są bardzo waleczni i ekspresyjni. Chorwacja wygrała po karnych. Świętowaniu nie było końca. Okrzyki, wuwuzele, przejazdy zwycięstwa. Największym hitem byli kibice bez koszulek, wystający z jadącego samochodu łącznie z kierowcą i uderzający w dach przy dźwiękach klaksonu. Żałowaliśmy, że kolejnych meczy nie mogliśmy oglądać też na miejscu. Ogromne gratulacje dla tej drużyny i dla tych ludzi za to, jacy są fantastyczni! 🙂
Ta część kończy nasz Euro Trip 2018. Dużo widzieliśmy i mamy mnóstwo świetnych wspomnień! Podchodziliśmy pod wiele gór i w różnym stylu: po schodach, po kamieniach, po nachyleniu, pod ziemią, z rowerami, w lesie, w mieście, w trampkach i w słońcu. Każdy taki wysiłek uwieńczony był pięknym widokiem i ostatecznie bardzo się opłacał! Pozostało nam jedno – planować kolejny wyjazd! 🙂