Gdzie jedziemy na wakacje w tym roku? To pytanie chyba zadaje sobie każdy na pewnym etapie, a szczególnie jak poczuje pierwsze promienie słońca i zamarzy, aby się wyrwać do innego świata. My w tym roku ponownie obraliśmy kierunek południe. Ok, czyli Chorwacja. Miejsce stosunkowo niedaleko, pewna pogoda, piękne widoki, czysta woda i oczywiście słońce. Ale pomysł ewaluował. Przecież trzeba też coś jeszcze ciekawego zobaczyć po drodze, a nie tylko tak mijać wszystko. I tak przystanek po przystanku stworzyła się mapa naszego tripu. Pierwszy taki przystanek: Wiedeń! Herzlich Wilkommen 🙂
Słyszałam, że to miasto wciąga. Hipnotyzuje. Hmm… to ja chyba potrzebuję więcej wizyt, aby dać się tak mocno zaczarować 😉 Miasto ładne, na pewno warte odwiedzenia, ale jakoś nas nie powaliło na kolana… Już słyszę te jęki zawodu: „Ale jak to możliwe?”. No możliwe 🙂 Prawdopodobnie spędziliśmy tam za mało czasu i mieliśmy za mało odpoczynku. Zdarza się 🙂 Nie mniej jednak doceniam architekturę, porządek i ład. Odwiedziliśmy między innymi Katedrę Św. Stefana i weszliśmy na wieżę widokową – 343 stopnie i kręte schody. To wtedy okazało się, że jedno z naszej czwórki uwielbia schody… Ten motyw schodów i wędrówek pod górę przewijał się jeszcze w naszej wyprawie wielokrotnie!
Zawędrowaliśmy również do knajpy Pana Trześniewskiego – Polaka, który w samym centrum miasta otworzył bar kanapkowy i serwuje pyszne, małe kanapeczki z różnymi pastami plus do tego maleńkie piwko. Obsługa mówi po polsku i to jest miejsce, o które trzeba koniecznie zahaczyć podczas spaceru. Całą wędrówkę można sobie zaplanować tak, aby poruszać się po „ringu”, czyli najbardziej reprezentatywnej ulicy miasta lub po prostu iść przed siebie i skręcać tam gdzie nas nogi poniosą i gdzie są oczywiście ciekawe miejsca do zobaczenia 🙂 Google Maps na pewno pomoże. Do jakich miejsc my dotarliśmy?
Ratusz – przed budynkiem na placu organizowane są różne festiwale np. filmowe i rozstawia się mnóstwo knajpek z pysznym jedzeniem.
Volksgarten – bardzo zadbany ogród, w którym odnaleźć można tysiące gatunków róż.
Hofburg – imperialny pałac władców Austrii z przepięknym placem, gdzie w słoneczny dzień można spotkać wygrzewających się w słońcu amatorów odpoczynku.
Belweder – imponujący pałac z urokliwym ogrodem. To miejsce stało się naszym miejscem odpoczynku dla zmęczonych nóg, które pozwoliło nam nabrać sił na kolejne punkty programu.
Posileni przepysznymi kiełbaskami ruszyliśmy dalej. Będąc w Wiedniu można zjeść dwie rzeczy – tradycyjny torcik wiedeński i/lub wursty w budce serwującej najróżniejsze smaki, kombinacje i formy kiełbasek. Nie mieliśmy ochoty na słodkie, więc wybraliśmy opcję numer dwa. Opłacało się. Kolejki przed takimi budkami rosną w mgnieniu oka. Potrawę je się na stojąco wokół budki – taki fast food w wydaniu austriackim. Pycha!!!
Będąc w Wiedniu nie mogliśmy nie zajechać na Prater! Najbardziej znane wesołe miasteczko w Europie. Serdeczne gratulacje i wyrazy podziwu dla odwagi mojego Mariusza, który wsiadając na najbardziej pokręconą zabawkę w całym Wiedniu pokazał, że w 5 minut, za 5 Euro można zdobyć 5 gwiazdek bohatera! 🙂
Ja z kolei odwiedziłam dom strachów. Ale nie… To nie taki zwykły dom strachów, że jedziesz w wagoniku i nagle coś Ci wyskakuje ze ściany. Tu siedzisz w wagoniku, na oczach masz wirtualne gogle, na uszach słuchawki i jedziesz! Masz wrażenie, że jesteś w tym dziwnym, strasznym świecie. Że jesteś jego częścią. Taki matrix. Wszędzie klauny, które chcą Cię dorwać i gruby gość rzucający się na Ciebie z siekierą. Nagle jedziesz pionowo w dół, orientujesz się, że znajdujesz się we wnętrzu żołądka, bo ktoś Cię zjadł… Słyszysz złowieszczy śmiech, trzask, wybuch. Gdyby tylko obraz był wyraźniejszy to na prawdę można odlecieć 😉
Ostatnim przystankiem był Hundertwasserhaus. Kolorowy dom. Ktoś miał fantazję 🙂 Ale rzeczywiście aż miło popatrzeć – od razu przestrzeń miejska staje się ciekawsza. Dom jest zamieszkany, a codziennie na placu stają wycieczki odwiedzających. Fajne jest też to, że taka sztuka może być inspiracją dla przestrzeni użytkowo gastronomicznej 🙂
Czy jest coś czego można się nauczyć w Wiedniu podczas sześciogodzinnego spaceru po siedmiogodzinnej podróży? Tak. Parogodzinne zwiedzanie, chodzenie gdzie nas nogi poniosą? Zawsze! Ale nigdy w trampkach 😉